Niestety w przyszłym sezonie nie zobaczymy drużyny KPR Ruch Chorzów w najwyższej klasie rozgrywkowej. Niebieskie przegrały wczoraj z JKS Jarosław i tym samym straciły szanse na utrzymanie w Superlidze. Obecnie podopieczne Vita Teleky’ego mają na swoim koncie 10 punktów i do przedostatniego Startu Elbląg tracą aż 12. Od samego początku ligowych zmagań Ruch był czerwoną latarnią ligi. Zespół pod wodzą Marcina Księżyka nie potrafił wyjść z kryzysu. Nie pomogła w tym także lutowa zmiana szkoleniowca. Właśnie wtedy stery zespołu objął Vit Teleky.
- Spadek 5 lat temu bardzo przeżywaliśmy. Teraz też sytuacja nie jest przyjemna. Uważam jednak, że drużyna nie mogła pokazać pełni swoich umiejętności przez pandemię. Nasz zespół borykał się z ogromnymi problemami w tej materii. Często nie dysponowaliśmy optymalnym składem, sześć tygodni spędziliśmy bez trenera, a potem przyszło nam rozegrać 9 meczów w miesiąc – komentuje wiceprezes Ruchu, Krzysztof Zioło.
Warto także przypomnieć, że w ubiegłych latach Ruch unikał spadku. W sezonie 2017/2018 Niebieskie zajęły 11. miejsce w tabeli, co wówczas oznaczało grę w barażach. Zespoły SMS ZPRP Płock, które zajęły miejsca premiowane awansem nie mogły znaleźć się w najwyżej klasie rozgrywkowej, a drużyny z kolejnych lokat ze względów finansowych nie chciały awansować do Superligi. W związku z tym w sezonie 2018/2019 miała ona taki sam zestaw drużyn. Po zakończeniu tych rozgrywek (Niebieskie ponownie zajęły miejsce barażowe) nastąpił proces przemianowania ich na ligę zawodową. Kilka klubów, które do tej pory w niej grały nie przystąpiły w ogóle do ubiegania się o licencję, głównie z przyczyn finansowych. Ostatecznie zakwalifikowane zostało osiem drużyn, w tym Ruch.
- Transformacja wymagała naprawdę wiele od klubów, zarówno pod względem organizacyjnym jak i finansowym. Mocno musiały zostać zmienione struktury, a także należało zapewnić odpowiedni budżet. Ta sytuacja nie jest dobra, na ten moment mamy tylko 8 drużyn w Superlidze – ocenia Zioło. – Uważam, że w 40 milionowym kraju to za mało, powinniśmy mieć co najmniej 12-14 zespołów. Obecny stan ma wpływ także na wyniki reprezentacji. Mniej drużyn, to mniejsza konkurencja między zawodniczkami, mniejsza ilość nowych dziewczyn i ogrywania ich na wyższym poziomie. Trzeba pamiętać, że w zespołach o niższym budżecie mamy więcej Polek, ze względu na fakt, że bogatsze kluby stać na sprowadzanie zagranicznych zawodniczek – kontynuuje. – Za budżet jakim operujemy kluby z czołówki mogłyby utrzymać się może przez dwa miesiące. Z drugiej strony, jeżeli zespoły mają jeszcze mniejsze środki niż my, ale są wypłacalne względem zawodniczek, pracowników i podmiotów, to dlaczego nie dać im szansy w Superlidze? – dodaje.
Ubiegłe rozgrywki zostały natomiast zakończone przedwcześnie ze względu na pandemię COVID -19 i przez to nikt nie opuścił Superligi. Na tamten moment KPR był czerwoną latarnią w tabeli z dorobkiem zaledwie 6 punktów.
- Na ten moment wszystko wskazuje na to, że w kolejnym sezonie Superliga ponownie będzie liczyć 8 zespołów i tym samym będziemy musieli pogodzić się ze spadkiem. Chcemy jednak kontynuować swoją strategię, szkolić i wprowadzać nasze wychowanki do drużyny. Z większością zespołu mamy podpisane długoterminowe kontrakty, co również jest naszym atutem, dlatego nie boimy się o przyszłość niezależnie od scenariusza – oświadcza wiceprezes.
fot.: KPR Ruch Chorzów










Napisz komentarz
Komentarze