Zamieszanie wokół Parku Śląskiego, a właściwie ochrony obszaru, na którym się znajduje, wraz z terenami do niego przyległymi, zaczął się już pod koniec ubiegłego roku. Wtedy spółka Green Park Silesia, która była już w posiadaniu terenu znajdującego się tuż przy granicy chorzowskiego ogrodu, nieopodal dawnych MTK, ogłosiła, że zamierza wybudować na nim osiedle, w którego skład weszłoby 15 budynków mieszkalnych. Inwestorzy postanowili skorzystać z zapisów wprowadzonej przez PiS specustawej mieszkaniowej, ułatwiającej złożenie wniosku o budowę mieszkań, nawet na terenie, na którym tego rodzaju zabudowa nie jest przewidziana. Wiązałoby się to z usunięciem ponad 1300 drzew, co wywołało falę protestów organizowanych przez społeczników i ekologów.
Chorzowscy radni nie zezwolili na przeprowadzenie inwestycji, a przedstawiciele spółki zdecydowali, że wykorzystają posiadany teren zgodnie z jego przeznaczeniem, czyli wybudują na nim obiekty usługowe, co również wiąże się z koniecznością przeprowadzenia wycinki. Urząd miasta wydał na nią zezwolenie, z nakazem nasadzenia nowych drzew, ponieważ - jak tłumaczyli urzędnicy - nie było podstaw formalnych, by odrzucić wniosek. Od tej pory urząd marszałkowski stara się zrzucić odpowiedzialność za zainstniałą sytuację na chorzowskie władze, mimo że teren, o którym mowa, nigdy nie był własnością miasta, ale skarbu państwa (prezydent Andrzej Kotala wykonał jedynie decyzję wojewody). Jeśli koniecznie trzeba już znaleźć winnych, to raczej należy ich szukać na szczeblu wojewódzkim.
Mimo tych nieporozumień prezydent Chorzowa zadeklarował, że przekaże urzędowi marszałkowskiemu zyski, jakie wpłynęły do budżetu miasta (1 mln 800 tys. zł), po sprzedaży działki, proponując, by wojewódzkie władze spróbowały odkupić teren i włączyć go w granice Parku Śląskiego. Inną koncepcją, wysuniętą przez wiceprezydenta Marcina Michalika, było uczynienie z chorzowskiego ogrodu parku kulturowego. To również pozwoliłoby na zapewnienie odpowiedniej ochrony dla Parku oraz terenów do niego przylegających. Obydwie propozycje pozostały jednak bez odzewu. Tuż przed zbliżającą się sesją rady miasta, na widnokręgu pojawiła się trzecia opcja, zaproponowana przez radnych PiS z Chorzowa. Zakłada ona stworzenie w granicach Parku Śląskiego zespołu przyrodniczo-krajobrazowego. Takie rozwiązanie znacząco utrudniłoby codzienne funkcjonowanie Parku, a także mogłoby sprawić, że planowane na tym obszarze, wielomilionowe inwestycje, mogłyby być trudniejsze do zrealizowania, a nawet zagrożone.
Jak przekonują autorzy projektu uchwały, Parkowi Śląskiemu (WPKiW) w jego historycznych granicach należy się bezwzględna ochrona (...)”, a „Ze względu na unikalne wartości nie tylko w skali Chorzowa, ale także i Polski, obiekt ten niezależnie od posiadanych przywilejów powinien zostać objęty dodatkowo ochroną w formie zespołu przyrodniczo-krajobrazowego". To prawda, że tereny, na których znajduje się Park Śląski, są niezwykle cenne i należy zapewnić dla nich jak najlepszą ochronę, ale pomysłodawcy utworzenia w tym miejscu zespołu przyrodniczo-krajobrazowego najwyraźniej zapomnieli wspomnieć o ograniczeniach, jakie w przypadku wdrożenia takiej koncepcji, zostałyby nałożone na chorzowski ogród.
Jak wynika z zapisów art. 45 ustawy o ochronie przyrody, w stosunku do zespołu przyrodniczo-krajobrazowego mogą być wprowadzone zakazy dotyczące m.in. „wykonywania prac ziemnych trwale zniekształcających rzeźbę terenu”, a także „niszczenia, uszkadzania lub przekształcania obiektu lub obszaru”. Te zapisy mogłyby skutecznie zablokować realizację wielu inwestycji, jakie mają zostać wykonane w Parku Śląskim, za łączną kwotę 226 mln zł, pozyskaną z unijnej inicjatywy finansowej Jessica. Rygorystyczne przepisy, jakim podlegałby Park Śląski, utrudniły by także m.in. wycinanie drzew, które z różnych względów należałoby usunąć, a obecnie nie znajdują się pod ochroną. Problemem mogłoby okazać się też organizowanie imprez masowych, a jak wiadomo, obecnie odbywa się ich na tym obszarze całkiem sporo.
Tego rodzaju obostrzeń, z jakimi w nowej rzeczywistości musieliby mierzyć się gospodarze Parku Śląskiego, znalazłoby się zapewne znacznie więcej. Czy autorzy koncepcji istotnie nie wzięli ich pod uwagę? Trudno w to uwierzyć. Wygląda na to, że trudna i zagmatwana sytuacja, jakiej przedmiotem jest nasz chorzowski ogród, po raz kolejny stała się elementem gry politycznej. Gry, która wywołuje tak wielkie emocje wśród mieszkańców, niejednokrotnie gubiących się w natłoku sprzecznych informacji, jakie do nich docierają. Głosowanie nad projektem radnych PiS odbędzie się już jutro. Decyzja inna, niż odrzucenie propozycji, wydaje się mało prawdopodobna.










Napisz komentarz
Komentarze