Łukasz Bereta – trener Ruchu Chorzów
Spore emocje za nami. Może zaczniemy od tych mniej przyjemnej kwestii czyli pierwszej połowy, która w naszym wykonaniu nie była taka jak sobie wyobrażaliśmy.
My atakowaliśmy, oni się bronili. Później pierwszy stały fragment gry, niegroźna sytuacja, tracimy bramkę. Rywale przy dopingu kibiców od razu grają dużo, dużo lepiej, śmielej. My głowa w dole. Te wszystkie założenia, które daliśmy sobie przed meczem, były na boisku kompletnie inne, tak jakbyśmy nic nie mówili. Każdy zawodnik podpalał się, już chciał kończyć akcje, dać prostopadłą piłkę, asystę. Wszystko było za wcześniej, albo za późno. Praktycznie decyzyjność była zero. Dostajemy drugą bramkę po idealnym uderzeniu i przypomina się początek tamtego sezonu.
Co wydarzyło się w przerwie, że w drugiej połowie już z nawiązką odrobiliśmy te straty?
Był spokój przede wszystkim. Myślę, że zawsze tylko i wyłącznie możemy spokojem coś nadrobić. Był spokój, powiedziałem, że panowie mamy zacząć grać to, co sobie założyliśmy. Zrobiliśmy zmianę ustawienia, wyszliśmy bardziej ofensywnie i powiedziałem: jak strzelimy pierwszą bramkę, to na pewno strzelimy drugą i trzecią, i wtedy nie będziemy się zatrzymywać, tylko mamy cały czas iść za ciosem. I te słowa odzwierciedliły to, co działo się na boisku.
Mówi trener o spokoju, ale głos zachrypnięty. To jednak trzeba było trochę pokrzyczeć.
Nerwy były, wiadomo. Głowa też mnie boli, bo jak czterdzieści pięć minut zakładamy sobie jakieś założenia, a robimy coś innego na boisku, to wiadomo, że jest problem. Ale myślę, że ten problem był bardziej w głowie, a nie w nogach, bo umiejętności na pewno mamy. Tylko tak źle się dla nas zaczął mecz, później za szybko chcieliśmy wyrównać, ale faceta ocenia się jak kończy, a nie jak zaczyna. Wygrywamy 4:2 i wszyscy się cieszymy.
Czy to ustawienie 3-5-2, które zostało zastosowane w drugiej połowie i przyniosło efekt, będziemy stosować częściej w kolejnych meczach, czy za wcześnie na takie wnioski?
Myślę, że to jest alternatywa, najlepiej jak płynnie będziemy przechodzić z jednego w drugie, wtedy przeciwnik będzie miał trudno nas rozgryźć czy gramy trójką czy piątką w pomocy, czy przejdziemy na dwóch napastników. Jeśli będziemy zmieniać płynnie, to przeciwnicy będą mieli ciężko na to reagować.
Tomasz Foszmańczyk – kapitan Ruchu Chorzów
Ruch jest mocno kreowany na murowanego faworyta rozgrywek. Jak się z tym czujecie?
Mamy świadomość, że jesteśmy dobrą ekipą i… jednym z kilku faworytów. Drużyn, które będą chciały być w czubie tabeli i awansować, nie brakuje. My nie ukrywamy swoich aspiracji, ale trzeba też patrzeć na innych; na to, jakimi zawodnikami operują, jak się przygotowywały do sezonu. Stawianie Ruchu jako głównego faworyta traktuję wręcz jako kurtuazję i przyjmuję z przymrużeniem oka. Wiadomo, że niektóre osoby rodzą presję i chcą, by Ruch miał jej na sobie jak najwięcej, ale my sobie z tym spokojnie radzimy. Myślę, że na boisku to udowodnimy.
Na kogo zrzuciłby pan część tego ciśnienia?
Podejrzewam, że w kilku miejscach mówi się o II lidze nie tyle głośno, co po cichu, w gronie własnym, wewnątrz szatni czy klubu. Tak może być w Bytomiu czy Bielsku-Białej. W tej lidze nie gra jedna drużyna. To nie będzie liga Ruchu Chorzów, a bardzo wyrównane rozgrywki; podejrzewam, że jeszcze bardziej niż rok temu. Trafiło tu sporo niezłych zawodników, zespoły raczej się nie osłabiały, awansował tylko Śląsk II Wrocław. Mam wrażenie, że niektórzy nie za dobrze punktujący rok temu, jak choćby Lechia Zielona Góra, też będą mieli swoje ambicje. W wielu miejscach stawia się Ruch na czele stawki. Ja na to ze spokojem bym poczekał. Trzeba to pokazać na murawie, a nie w gazetach.
Pamiętamy, w jak złym położeniu był Ruch rok temu, a w jakim jest teraz. Czy czujecie, że walka o II ligę jest obowiązkiem, bo klub stwarza wam ku niej warunki?
Predysponuje nas do niej to, jak gramy, jak wyglądają treningi, jak funkcjonuje klub. To pozwala bić się o 1. miejsce i taki mamy cel. Chcemy kontynuować pewną pracę, ale nie mamy zamiaru nikogo lekceważyć. Szanujemy każdego przeciwnika i wiemy, że z dosłownie każdym trzeba się będzie namęczyć, by zdobyć 3 punkty.
Piotr Kwaśniewski – Ruch Chorzów
Spodziewaliśmy się takiego spotkania. Wiedzieliśmy, że beniaminek na pewno na swoim boisku postawi ciężkie warunki, że trochę będzie stał z tyłu i wyczekiwał kontry. Pierwsza połowa dokładnie tak wyglądała. Porozmawialiśmy szczerze w przerwie, zmieniliśmy trochę taktykę, ustawienie no i to zaowocowało w drugiej połowie. Bardzo się cieszę. To był mój debiut w pierwszym składzie, zakończony zwycięstwem. Zaczynamy ten sezon z trzema punktami no i już myślimy o następnym meczu
Polonia-Stal Świdnica – Ruch Chorzów 2:4 (2:0)
1:0 Dorian Krakowski, 13 min.
2:0 Wojciech Szuba, 25 min.
2:1 Mariusz Idzik, 55 min.
2:2 Michał Mokrzycki, 62 min.
2:3 Kacper Kawula, 76 min.
2:4 Piotr Kwaśniewski, 80 min.
Polonia: Kot – P. Paszkowski, Orzech, Barros, B. Paszkowski – Chajewski (89 Szczygieł), Borowy, Sowa, Baumgarten (89 Jaroszyński) – Szuba (63 Myrta), Krakowski (67 Filipczak); trener: Rafał Markowski.
Rezerwowi: Doliński, Salamon, Stachurski.
Ruch: Lech – Kwaśniewski, Kawula, Kulejewski, Będzieszak (46 Kasolik) – Mokrzycki, Duchowski (58 Sikora) – Winciersz, Foszmańczyk (90 Siwek), Janoszka (88 Paszek) – Idzik; trener: Łukasz Bereta.
Rezerwowi: T. Nowak, Słota, Rudek.
Żółte kartki: Szuba, Barros – Będzieszak, Kawula, Winciersz.
Czerwona kartka: Mateusz Winciersz za dwie żółte, 86 min.
Sędziował: Dawid Matyszczak (Kluczbork).
Źródło: Ruch Chorzów










Napisz komentarz
Komentarze