Krzysztof Pasieka to chorzowianin, którego już od dziecka największą pasją była piłka nożna. Swoją przygodę z tym sportem rozpoczął w wieku 9 lat, kiedy to wstąpił do szkółki piłkarskiej Ruchu Chorzów. Z Niebieskimi trenował, grał i zdobywał cenne doświadczenie przez blisko dekadę. Później, aby uniknąć pójścia do wojska, podjął niełatwą decyzję o odejściu. Jako młody piłkarz związany był jeszcze m.in. z takimi klubami jak: Górnik Świętochłowice, Naprzód Lipiny czy Zagłębie Sosnowiec, niestety - w wieku 25 lat, ze względu na kontuzję, musiał zakończyć swoją piłkarską karierę. Realizował się więc jako sędzia piłkarski, nauczyciel oraz trener, wychowując kilka pokoleń piłkarzy odnoszących sukcesy zarówno na arenie krajowej, jak i międzynarodowej.
Mimo tego, że pan Pasieka jest już na emeryturze, wciąż angażuje się w promocję piłki nożnej w naszym mieście. Od wielu lat organizuje tu turnieje integracyjne swojego imienia, przypominając przy tym młodym sportowcom, o tym jak ważne są zasady fair-play. W ubiegłym roku, dokładnie 22 czerwca, odbył się jubileuszowy 40. Turniej Integracyjny im. Krzysztofa Pasieki, w którym mieliśmy przyjemność uczestniczyć i zrealizować materiał wideo. Zapytaliśmy czy w planach jest kolejna odsłona Turnieju, usłyszeliśmy wówczas, że "tak, jeśli tylko zdrowie dopisze". Niestety wydarzenie w tym roku się nie odbyło.
W sierpniu pan Krzysztof przeszedł zawał. To jednak był dopiero początek jego zdrowotnych problemów. Trzy miesiące później, 3 listopada, wracając z cmentarza w Chorzowie Batorym, nagle stracił przytomność i upadł.
- Wracałem akurat z ogródka, kiedy zauważyłem, że dwoje ludzi, prawdopodobnie małżeństwo, próbuje pomóc jakiemuś człowiekowi. Widziałem, że byli spanikowani, nie do końca wiedzieli co robić. Podszedłem do nich i powiedziałem, żeby zadzwonili pod numer alarmowy. Po kilku minutach ten leżący pan zaczął tak dziwnie kaszleć, przestał regularnie oddychać i zaczął robić się siny. Wtedy pogotowie przez telefon przekazało nam, że trzeba rozpocząć masaż serca - relacjonuje Łukasz Wiecens.
Jak się później okazało, człowiek potrzebujący pomocy to Krzysztof Pasieka, którego pan Łukasz dobrze znał, bowiem był kiedyś jego uczniem. Co prawda, w pierwszym momencie nie poznał on swojego wychowawcy, jednak bez chwili zastanowienia przystąpił do masażu serca. Świadkiem tej sytuacji był pan Mateusz, który również natychmiast ruszył na ratunek.
- Z racji tego, że był to jeszcze okres Wszystkich Świętych, szedłem na groby i zauważyłem, że pod murami cmentarza ktoś prowadzi resuscytację. Od razu podbiegłem, żeby mu w tym pomóc. Cały czas byliśmy w kontakcie z panią z dyżurki, która informowała nas na bieżąco, co mamy robić. Zmienialiśmy się, bo masaż serca, nie należy do łatwych, na pewno jest to bardzo męcząca czynność - mówi Mateusz Głódkowski.
Po około dwudziestu minutach na miejsce przyjechało pogotowie ratunkowe. Kolejne dwadzieścia minut trwała akcja ratująca życie, bowiem dwukrotnie doszło do zatrzymania akcji serca.
- Niestety najczęściej ludzie reagują tak, że mają całkowity paraliż i boją się nawet pomóc. Ja akurat tak mam, że staram się zachować zimną krew i współpracować ze wszystkimi. Kiedy przyjechała karetka, również poproszono nas o pomoc, bo w grę kilka razy wchodził defibrylator - mówi pan Mateusz.
Dopiero po czterdziestu w sumie minutach udało się ustabilizować stan Krzysztofa Pasieki. W międzyczasie zdążył przyjechał już jego syn, którego wcześniej powiadomił pan Łukasz.
- To jest przestroga do starszych ludzi, żeby nie robić sobie blokad w telefonie, bo dzięki temu, że pan Krzysztof jej nie miał, mogłem skontaktować się z jego synem. Zadzwoniłem po prostu na ostatni wybierany numer. W taki sposób też można jakoś pomóc, sprawiając, że rodzina dowie się o zdarzeniu jak najszybciej - podkreśla pan Łukasz.
Krzysztof Pasieka przewieziony został do szpitala w Chorzowie, gdzie przeszedł pierwszą operację. Druga przeprowadzona została już w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Zostało wszczepione mu tam nowoczesne urządzenie, które cały czas monitoruje jego stan. Jak sam przyznaje, powoli wraca do zdrowia i czuje się już znacznie lepiej.
- Chciałbym bardzo podziękować panu Łukaszowi oraz Mateuszowi za tę bezinteresowną pomoc. Mieli na tyle siły i odwagi, żeby podejść do reanimacji, a bez niej bym po prostu nie przeżył. To nie jest moja opinia, bo ja się za bardzo na tym nie znam, ale to jest opinia zespołu lekarzy (…). Mam taki apel do społeczeństwa, żeby się kochali, radowali, cieszyli życiem i pomagali sobie nawzajem w różnych sytuacjach życiowych, bo nigdy nie wiadomo co nas spotka - apeluje Krzysztof Pasieka.
Pan Krzysztof przez całe swoje życie pomagał innym. Jak sam twierdzi, teraz to okazane dobro, właśnie do niego wróciło.
- Jak ludzie mają możliwość komuś pomóc, to niech pomagają. Czasami nie trzeba dużo. Wystarczy uśmiech, dobre słowo i jakaś osoba też może poczuć się lepiej, być bardziej dowartościowana. Życzę każdemu, kto ma jakieś problemy, żeby trafił właśnie na takie osoby, które są w stanie pomóc drugiemu człowiekowi, bo to jest naprawdę wspaniała sprawa. Zawsze powtarzam, że jak robisz coś dobrego, to na pewno to się zwróci, w takiej czy innej formie. Także jeszcze raz chcę podkreślić, jeśli chodzi o Pana Łukasza i Mateusza, że jestem serdecznie im wdzięczny i cieszę się, że dzięki nim żyję - podsumował Krzysztof Pasieka.
Teraz przed panem Krzysztofem kolejne badania kontrolne i walka o powrót do zdrowia. Możemy jednak zdradzić, że w kwestii corocznego turnieju integracyjnego nie padło jeszcze ostatnie słowo i jeśli tylko wszystko się unormuje, wydarzenie znów się odbędzie.










Napisz komentarz
Komentarze