Magda wyruszyła w swoją podróż w czwartek, wspomnianego 5 kwietnia. Pierwszym przystankiem w drodze na szczyt Everestu, był Nepal, a konkretnie jego stolica - Katmandu. Sportsmenka oczekiwała tam na kompanów swojej wyprawy – Sylwię Bajek i Szczepana Brzeskiego. Wizyta w mieście nie była jednak dla Polki przyjemna. Na początku jej pobytu panowała fatalna pogoda, która uniemożliwiała aktywne spędzanie czasu. Mimo poprawy warunków, Gorzkowska chciała jak najszybciej opuścić stolicę.
- Katmandu zupełnie nie przypada mi do gustu, ze względu na straszne zanieczyszczenie powietrza i totalny chaos na drogach, więc już nie mogę się doczekać pójścia w górę – relacjonowała na swoim fanpageu, Magdalena Gorzkowska.

Po skompletowaniu ekipy, przed Magdą stanęło pierwsze trudne wyzwanie – Lukla. Jest ono uznawane za najbardziej niebezpieczne lotnisko świata. To właśnie stąd, rozpoczyna się większość wypraw na Mount Everest. Miejsce to, jest położone na wysokości 2860 m n.p.m. Od Katmandu dzieli je około 135 km. Na czym polega zła sława jaką cieszy się lotnisko? Posiada ono zaledwie jeden krótki pas startowy, ma on 460 metrów długości oraz 20 metrów szerokości. W związku z tym, może obsługiwać jedynie małe samoloty (maksymalnie 18 pasażerów w jednym) oraz helikoptery. Na domiar złego, pas startowy kończy się 600-metrową przepaścią, a rozpoczyna litą skałą. Wspomnieć należy także o klimacie. Na tej wysokości panują silne wiatry, a gęste chmury mocno ograniczają widoczność. Loty odbywają się tylko rano, a lotnisko obsługuje dziennie około 500 pasażerów. Lukla była świadkiem wielu katastrof powietrznych.
Na całe szczęście dla Gorzkowskiej, Bajek i Brzeskiego, ten fragment podróży przeszedł bez większych problemów. Kolejnym etapem wyprawy, była wędrówka do Base Campu. Magda meldowała się kolejno w Namache Bazar (3400 m n.p.m.), Deboche (3820 m n.p.m.) oraz Lobuche (4900 m n.p.m.), gdzie himalaiści spędzili o jeden dzień dłużej niż planowali, ze względu na złą pogodę.
17 kwietnia była biegaczka dotarła do Base Campu, znajdującego się na wysokości 5360 m n.p.m. Podczas pobytu w obozie Magda ćwiczyła m.in. wspinaczkę. Po 4 dniach spędzonych w tym miejscu, ekipa zdecydowała się na pierwsze wejście aklimatyzacyjne na lodospadzie. Gorzkowska przesłała specjalną wiadomość dla mieszkańców naszego miasta.
- W tym roku mamy dużo szczęścia, gdyż jest tylko kilka drabinek nad szczelinami lodowca do przejścia, do tej pory było ich ok 30. Za kilka dni ruszymy do obozu pierwszego, dugiego i trzeciego, w celu aklimatyzacji do wysokości - czytamy na fanpageu Urzędu Miasta Chorzów.
We wtorek, tj. 24 kwietnia wyprawa rozpoczęła ostatnią i zarazem największą aklimatyzację. Polega ona na dotarciu do obozu I, znajdującego się na wysokości 6100 m n.p.m. W drodze do niego ekipa, ponownie będzie musiała pokonać Lodospad. Kolejnym przystankiem jest obóz drugi położonym o 300 metrów wyżej. Tu słasbsza część wyprawy zostanie na noc, reszta natomiast wyruszy od razu w dalszą wędrówkę do obozu trzeciego (7100 m n.p.m.) skąd natychmiastowo zawróci. Taki zabieg ma na celu przystosowanie organizmu do wysokości.

- Po co to wszystko ? Po to, by się zaaklimatyzować do wysokości. By nasz organizm otrzymał nowe bodźce w postaci niskiego ciśnienia powietrza i co za tym idzie, mniejszej ilości tlenu wnikającego do naszych płuc i krwi i się do nich zaadoptował. Adaptacja ta, będzie polegała chociażby na wytworzeniu większej ilości erytrocytów, czy hemoglobiny odpowiadających za transport tlenu w organizmie - tłumaczy himalaistka na swoim fanpageu.
Pozostaje trzymać kciuki za Magdę i oczekiwać na kolejne wieści z wyprawy.










Napisz komentarz
Komentarze