Do dość nietypowej sytuacji doszło w środę, w godzinach popołudniowych, tuż przy Chorzowskim Centrum Kultury. Jak widzimy na filmiku nadesłanym przez naszą czytelniczkę, przechodzący tamtędy ludzie, przyspieszają kroku i zakrywają dłońmi swoje twarze. Powodem tego, co również można zauważyć na nagraniu, są setki latających pszczół.
Sytuacja opanowana. Pszczoły wróciły do swojego domu
Wielu z pewnością zastanawiało się, skąd w jednym miejscu znalazło się aż tyle tych żółto-czarnych owadów. Otóż od kilku lat na dachu ChCK-u swoje miejsce mają trzy ule - w każdym z nich mieszka około 50 tysięcy pszczół. Zwierzęta te nie tylko produkują miejski miód, ale też są główną atrakcją prowadzonych warsztatów pszczelarskich.
Taka sytuacja jak wczoraj wydarzyła się tam po raz pierwszy. Jednak jak się okazuje, przy tej pogodzie jest to zupełnie normalne zjawisko.
- Po krótkim ochłodzeniu nasze pszczoły uznały dziś, że jednak ruszamy z wiosną. Zrobiło się cieplej, więc stwierdziły, że to idealny moment… na małą rewolucję! Spakowały walizki i planowały wyprowadzkę, tzw. rójkę (to naturalny sposób zakładania nowej rodziny pszczelej). Królowa już niemal zamawiała Ubera, a robotnice szukały nowego lokum z dobrym widokiem - skomentowali żartobliwie pracownicy Chorzowskiego Centrum Kultury.
Jak czytamy na jednej z pszczelarskich stron, rójka to sposób rozmnażania się pszczół miodnych w przyrodzie. Jeśli królowej zabraknie miejsca na złożenie jaj i w ulu robi się zbyt tłoczno, królowa odchodzi z połową kolonii, by założyć nową kolonię w innym miejscu. Rój opuszcza więc ul w wirującej chmurze pszczół, tworząc tym samym wyjątkowe widowisko dla obserwujących.
Warto jednak podkreślić, że ekipa ChCK-u wykazała się czujnością. Na miejsce wezwano straż pożarną, a także opiekuna znajdujących się na dachu uli - pana Krzysztofa Poppe.
- Zazwyczaj jeśli taka rójka wyjdzie z ula to gdzieś się ona uwiesza. Pszczoły są napompowane miodem, więc nie są groźne. Wygląda to spektakularnie, natomiast krzywdy nikomu nie zrobią. Oczywiście odradzam, żeby do nich podchodzić zbyt blisko. W takiej sytuacji najlepiej, jeśli mamy w okolicy jakiegoś pszczelarza, zadzwonić do niego, żeby zabrał pszczoły lub po prostu na straż pożarną, jeśli jest to w miejscu publicznym zabudowanym - mówi Krzysztof Poppe.
Niecodzienne widowisko, jakie można było zauważyć wczoraj w Chorzowie, trwało około kilkunastu minut. Po tym czasie rójka wróciła do swojego ula, co oznacza, że cała pszczela rodzina została w komplecie. Uspokajamy też, że na miejscu nikomu nic się nie stało.

Materiał dofinansowany ze środków WFOŚiGW w Katowicach. Za treść artykułu odpowiada redakcja.
Napisz komentarz
Komentarze