Ślęza Wrocław – Ruch Chorzów 2:0 (0:0)
1:0 Hubert Muszyński, 60 min.
2:0 Piotr Kotyla, 67 min.
Ślęza: Zabielski – Muszyński, Pisarczuk, Wdowiak, Repski, Stempin, Niemienionek, Tomaszewski (46 Kotyla), Tragarz (46 Dyr), Idris Ahmed (66 Traczyk), Matusik (83 Gil); trener: Grzegorz Kowalski.
Rezerwowi: Koziarz, Bohdanowicz.
Ruch: Smug – Lechowicz (87 Machała), Kasolik, Iwan, Kowalski – Mokrzycki, J. Nowak (75 Kulejewski) – Winciersz (63 Iwanek), Podgórski, Paszek – Idzik (75 Rudek); trener: Łukasz Bereta.
Rezerwowi: Lech, Dąbrowski, Lazar.
Żółte kartki: Tomaszewski, Nieminionek – Lechowicz, Iwan, Kowalski, Nowak, Podgórski, Mokrzycki.
Czerwone kartki: Konrad Kasolik za faul taktyczny, 36 min., Mateusz Iwan za drugą żółtą, 73 min.
Sędziował: Sebastian Grzebski (Nysa).
Łukasz Bereta – trener Ruchu Chorzów:
Co można powiedzieć? Gramy do trzydziestej minuty, nic nie wskazuje na to, żeby gra się zmieniła, raz my się utrzymujemy przy piłce, a raz Ślęza, a tu jedno wybicie piłki, my za późno reagujemy, źle wracamy i dostajemy czerwoną kartkę. Zaczynamy drugą połowę, mamy konkretny plan, ale tracimy bramkę po ewidentnym błędzie indywidualnym i znowu wszystko się zmienia, dostajemy drugą czerwoną kartkę, tracimy bramkę i czekamy do końca meczu, żeby jak najmniej przegrać, bo co mamy innego zrobić? Te błędy zadecydowały o wyniku, bo ciężko jest grając w dziewiątkę. Grając w dziesiątkę jakoś ten mecz nam się układał, ale te indywidualne błędy zrobiły swoje. Nie chcę nawet komentować tego, w jaki sposób straciliśmy bramki. Kto był na meczu, ten widział, jak to wyglądało.
Kartki będą problemem za 3-4 mecze, kiedy co chwilę ktoś będzie wypadał. Wtedy to będzie poważny problem, natomiast dzisiaj te błędy są naprawdę martwiące i ciężko coś nawet na to powiedzieć. Czasem nawet nie musimy faulować, a tak się dzieje, łapiemy głupie kontakty na połowie przeciwnika i później dostajemy masę niepotrzebnych kartek.
Marcin Kowalski – Ruch Chorzów:
Pierwsze minuty na pewno nie zwiastowały tej katastrofy, która się tutaj wydarzyła. Wydaje mi się, że do momentu, kiedy nie straciliśmy jednego zawodnika, ten mecz był wyrównany i nawet gdzieś tam stwarzaliśmy sobie sytuacje, które mogliśmy zamienić na bramkę. Dotrwaliśmy w dziesięciu do końca pierwszej połowy, ale niestety przydarzyła się katastrofa po przerwie w postaci pierwszej bramki, bo inaczej tego nazwać nie można. Grając w dziesięciu po stracie takiej bramki morale siadają. Mimo wszystko chcieliśmy odwrócić losy spotkania na swoją korzyść, ale dostaliśmy kolejny cios w postaci drugiej czerwonej kartki, drugi stoper wyleciał. Więc wtedy naprawdę sytuacja stała się opłakana. Za chwilę strata drugiej bramki i myślę, że nie było już czego ratować tylko chyba wszyscy mieliśmy w głowie to, żeby ten mecz jak najszybciej się zakończył. Nie mam tutaj nic na swoje usprawiedliwienie. Mam nadzieję, że szybko zapomnimy o tym, co się tutaj dzisiaj wydarzyło i będziemy chcieli zmazać tę plamę i w kolejnym meczu pokazać zupełnie inną piłkę, w końcu zdobyć jakieś punkty.
Piłka nożna to gra błędów. Gdyby tych błędów nie było, nie byłoby kartek, bramek i gra byłaby bez sensu. Byliśmy nieco spóźnieni w naszych reakcjach, stąd też może taka, a nie inna ilość żółtych kartek. Musimy zdecydowanie nad tym popracować, żeby takie sytuacje się nie zdarzały, bo za chwilę będzie tak, że będzie czwarta kolejka, a połowa bloku defensywnego – jak nie więcej – będzie pauzowała za kartki.
Do ostatniej chwili nie było wiadomo czy zagram, ale na rozgrzewce wszystko było w porządku, więc po prostu postanowiłem, że będę na ten mecz na sto procent. Wyszedłem, nic się nie stało pod kątem zdrowotnym, więc to jest jakiś tam plus. Mam nadzieję, że będę mógł w spokoju przygotować się do następnego spotkania. Na pewno gdzieś tam w głowie jakaś delikatna blokada była, ale jak się już wychodzi na boisko, to nie ma co myśleć. Po prostu nie ma kalkulacji, jak mięsień strzeli, to strzeli i tyle. Podjąłem ryzyko, wyszedłem i koniec kropka.
Nie wydaje mi się, żebyśmy piłkarsko odstawali od Ślęzy, wręcz przeciwnie. Natomiast jeśli się później gra w przewadze dwóch zawodników to wiadomo, że to jest zupełnie inny futbol. Praktycznie 60 minut graliśmy w osłabieniu, a później w podwójnym. Z założeń, które mieliśmy na mecz, już niewiele dało się zrealizować, trzeba było po prostu brać sprawy w swoje ręce i improwizować na boisku.
Źródło: Ruch Chorzów
Napisz komentarz
Komentarze